POMORSKA PIŁKA NOŻNA
Co jakiś czas wracam do tematu popularności piłki nożnej na Pomorzu. A właściwie braku popularności tej dyscypliny sportu w naszym regionie.
Zapewne wiecie, że pomijając Lechię i Arkę, najwyżej sklasyfikowane kluby z Gdańska, Gdyni i Sopotu rywalizują na czwartym (Bałtyk), piątym (Gedania, Jaguar) i szóstym (Ogniwo) poziomie ligowym.
To i tak wersja optymistyczna. Za rok może być gorzej. Nawet niżej drużyn z miast liczących łącznie ponad 750000 mieszkańców nie znajdziemy wiele.
W rozgrywkach juniorskich jest jeszcze gorzej. W Lidze Juniora Starszego w województwie śląskim (wiem, ma więcej mieszkańców od pomorskiego), jest pięć poziomów rozgrywkowych (Liga Wojewódzka, I, II, III i IV Liga), a łącznie, do rozgrywek, zostało zgłoszonych 115 drużyn.
U nas? Zgłoszone zostały 22 drużyny. Cztery już się wycofały, dwie awansowały do MakroLigi, pozostało więc szesnaście ekip. Szczerze wątpię, czy tyle ostatecznie wystartuje do wiosennych rozgrywek.
We wspomnianym województwie śląskim, w Lidze Trampkarzy, w niektórych okręgach, jest nawet VI i VII liga. U nas wielkim sukcesem jest uzbieranie kompletu chętnych do startu w Lidze Wojewódzkiej i po siedem, osiem, drużyn do niższej ligi.
Dlaczego?
Przykład Śląska jest oczywiście wyjątkowy. W innych regionach nie ma aż tylu drużyn, ale i tak znacznie przewyższają liczebnością nasze rozgrywki.
Czego nam brakuje? Boisk? Pieniędzy? Trenerów? Chętnych do pracy z młodzieżą i amatorami?
Pewnie wszystkiego po kolei. Pełnowymiarowych boisk w naszych miastach (celowo nie piszę Trójmiasto – nie przepadam za tym określeniem, zabiera tożsamość i tradycje jej mieszkańcom) mamy jak na lekarstwo. A jeśli już, to trzeba za jego wynajęcie do grania i trenowania sporo zapłacić.
Trenerzy? Nie wystarczy sam dyplom. Potrzebne jakieś zatrudnienie w klubie i opłacenie ich pracy, żeby mogli poświęcić się pracy z młodzieżą. To nie tylko trening dwa, trzy razy w tygodniu. To przede wszystkim udział w rozgrywkach ligowych, dalekie wyjazdy weekendowe na mecze, często nie tylko z jedną drużyną. Czasy szalonych zapaleńców, którzy za darmo poświęcali swój czas w każdy weekend powoli przemijają.
Pewnie dlatego współczesny pomorski futbol tak bardzo polubił gminy ościenne. Tam po prostu łatwiej o pieniądze dla trenera, o boisko, o sprzęt sportowy, o stroje, o darmowy transport na mecz. Dlatego piłka nożna ma się bardzo dobrze w Chojnicach, Stężycy, Przodkowie, Gniewinie, Starogardzie Gdańskim, Luzinie, Pelplinie czy Nowym Stawie, coraz lepiej w Kolbudach czy Pruszczu Gdańskim. Do IV ligi coraz mocniej pukają Różyny, Goszyn czy Mokry Dwór.
W Gdańsku, jeśli kogoś nie przeoczyłem, w tym sezonie czynnie w rozgrywkach ligowych rywalizuje dziewięć zespołów. W Gdyni pięć. Dramat.
Tak mała ilość klubów rodzi swoje konsekwencje. Zawodnik kończący wiek juniora, chcący jeszcze trochę pograć w piłkę, całkiem zdolny, choć nie tak bardzo, że by mieć szansę na angaż do Arki czy Lechii, ma niewielki wybór. Czwarta Liga?
Dla przykładu Kraków. Wisła i Cracovia w Ekstraklasie. Na zapleczu Puszcza Niepołomice (pięć kilometrów od Kopca Wandy). W drugiej lidze Garbarnia i Hutnik. W trzeciej rezerwy Cracovii, a pewnie za chwilę będzie jeszcze Wieczysta Kraków. Jest w czym wybierać? Wszystko praktycznie w jednym mieście.
Pieniądze? Niestety tak. Tzw. amatorska piłka może rzeczywiście nie jest profesjonalna, bo zasadniczo nie można na niej zarabiać, ale za to można sporo pieniędzy wydać.
Start zespołu w Klasie B to naprawdę dużo pieniędzy. Jeśli chłopakom trafi się awans szczebel wyżej, to wchodzimy na poziom opłat często przekraczający możliwości graczy. Znam bardzo wielu zawodników, którzy rezygnują z grania, co za tym idzie, rozpadają się poszczególne zespoły, z powodu zbyt wysokich opłat. Sama opłata sędziowska w A klasie, to koszt 6000 złotych. A przecież trzeba wynająć boisko do meczu i treningu, kilkanaście razy w sezonie zorganizować transport, opłacić nowych zawodników. Teraz już nawet za wypożyczonych z innego klubu trzeba zapłacić. Czasem udaje się znaleźć sponsora do tej zabawy i zespół gra dalej. Ale coraz częściej zawodnicy rezygnują z dalszej rywalizacji.
Znowu wracamy do zespołów spoza miejskich gmin. Tam łatwiej o wsparcie finansowe i opłacenie kosztów zabawy w piłkę. W Gdańsku, Sopocie czy Gdyni tak nie jest, stąd takie dramatyczne statystyki drużyn startujących w rozgrywkach.
Pewnie też stąd popularność grania w mini piłkę w różnego rodzaju ligach "szóstek". Namówisz sponsora do wpłacenia wpisowego i można grać bez dodatkowych kosztów, bez wielkich zobowiązań, bez wynajmowania boisk.
Swoją drogą dziwię się, że związki piłkarskie w naszym kraju nie próbują tworzyć własnych rozgrywek "szóstek" w strukturach PZPN. Przecież futsal czy piłka plażowa też kiedyś wyodrębniły się "dużego" futbolu.
Z drugiej strony zapewne na Śląsku czy w Krakowie również istnieje wiele prywatnych rozgrywek, a jednak koniec końców znajdują się chętni do kopania piłki w strukturach rozgrywkowych Polskiego Związku Piłki Nożnej.
Moim zdaniem piłka amatorska na poziomie Klasy B i Klasy A, powinna być w 100% darmowa. Ewentualnie jakaś forma opłaty wpisowej na wzór "lig szóstek", może w formie kaucji, którą zespół traci w wyniku wycofania z rozgrywek, ale poza tym całkowicie darmowa. Wszystko po to, żeby znowu była masowa. Żeby jak przed laty, znów na Stogach istniały trzy drużyny ligowe, kolejne na Przeróbce, Oruni czy Olszynce. Żeby w Sopocie co kilka kolejek były mecze derbowe, podobnie w Gdyni.
Ale wiecie, co? Tak się nie stanie. Z bardzo prostej przyczyny. Nikomu na tym nie zależy.
Na pewno nie piłkarskim związkom. Dla nich najniższe ligi rozgrywkowe to często zło konieczne. Pożytku z tego nie ma, opłat transferowych nie za wiele. Transfer między klubami najwyższych ligi, z różnych związków to bardzo wysokie opłaty dla związków. W A klasie i B klasie tylko kłopoty. W zasadzie im mniej, tym lepiej.
Macie jakieś pomysły co z nami jest nie tak i co trzeba poprawić, żeby choć trochę tego grania jeszcze na Pomorzu pozostało?