PUCHAR POLSKI - JAKI JEST?
W zasadzie miałem już więcej nie zabierać głosu w sprawie Pucharu Polski, ale zdecydowałem się na jeszcze jedną próbę przedstawienia swojej opinii. Obiecuję, że to będzie ostatnia próba.
A wszystko to w nawiązaniu do ostatniego wpisu Jarosława Kościelaka o regionalnym Pucharze Polski i losach jego zwycięzców
Przede wszystkim jedno wyjaśnienie: nie piszę tego tylko po to, żeby robić burzę o nic. Wiem, że dziś mamy na świecie ważniejsze sprawy niż reformowanie Pucharu Polski. Wiem również, że temat nie jest prosty i jednoznaczny.
Nie obarczam winą Pomorskiego Związku Piłki Nożnej – organizatora tych rozgrywek - wiem, że chcieliby mieć rozgrywki atrakcyjne, do których garną się wszyscy. Niestety, tak nie jest. Z różnych powodów regionalny Puchar Polski nie jest już żadną atrakcją dla pomorskich klubów i większość z nich robi wszystko, aby tej „atrakcji” uniknąć. Przypominam, że od Klasy Okręgowej obecność w rozgrywkach Pucharu Polski jest obowiązkowa i zgłaszać się trzeba. Zgłaszać tak, ale grać i wygrywać już niekoniecznie.
W tegorocznych rozgrywkach, mimo że to dopiero pierwsze dwie albo trzy rundy, wycofało się 8 zespołów (walkowery), a z grona zespołów „okręgówki” przegrało i odpadło już 25 (!) zespołów z tej klasy rozgrywkowej. Niektórzy przegrywali swoje mecze pięcioma, sześcioma golami, choć rywale byli niżej notowani. Zdarzyło się nawet 2-8. Jeśli to nie wygląda na, delikatnie mówiąc, brak zainteresowania tymi rozgrywkami, to co to jest?
Dlaczego tak się dzieje? Myślę, że większość klubów z niższych lig po prostu nie widzi żadnej szansy na jakiś atrakcyjny mecz w przyszłości. W dodatku mecze rozgrywek pucharowych odbywają się jesienią, w środku tygodnia. Ile klubów A i B Klasy dysponuje boiskim z oświetleniem albo kadrą zawodników mogących zagrać mecz w środę o 15.00?
W poprzednich latach regionalny Puchar Polski był świetną okazją do rywalizacji dla amatorskich klubów, niezrzeszonych w Pomorskim Związku Piłki Nożnej. W obecnym sezonie zgłosiło się tylko pięć, z czego cztery zrezygnowały z gry jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziów.
Jednym z elementów, dla których, moim zdaniem, regionalny puchar nie jest atrakcyjny jest „losowanie” zespołów z uwzględnieniem kryteriów terytorialnych. Wiem, koszty dojazdów, rozumiem, ale w efekcie mamy powtórki z rozgrywek ligowych. Nie wiem komu jest potrzebny kolejny mecz KS Czernin z Orłem Ząbrowo, skoro oba te kluby rywalizują w tej samej grupie Klasy B i rozpaczliwie szukają ligowych punktów.
Nawet jeśli przejdziesz tę pierwszą rundę, to w kolejnej spotykasz się z zespołem z najbliższej okolicy, z tej samej ligi, w której obecnie grasz, ewentualnie grałeś w poprzednim sezonie. To nie jest ciekawe dla nikogo.
Do tego te podziały na regionalne okręgi. Osobno Gdańsk, osobno Malbork, osobno Słupsk. W dodatku w gdańskim okręgu jest więcej zespołów, więc rozgrywają więcej rund niż np. drużyny z Malborka, choć w lidze grają na tym samym poziomie.
A może warto zaproponować zespołom, które zdecydują się na rywalizację w Pucharze możliwość grania z zespołami, z którymi na co dzień nie grają i prawdopodobnie nigdy w życiu nie zagrają. Może ma sens wyjazd, nawet daleki, żeby zagrać z zespołem z innego miasta czy powiatu? Zawsze to jakaś atrakcja. A, powiedzmy, od drugiej rundy dolosować drużyny z III i IV ligi. Wtedy takie rozgrywki będą atrakcją. Teraz nie są zupełnie.
Zwycięzca Pomorskiego Pucharu Polski. Brzmi ładnie, ale w rzeczywistości to nie jest najlepsza drużyna Pomorza, bo przecież w rozgrywkach w ogóle nie biorą udziału: Radunia, Chojniczanka, nie mówiąc już o Arce czy Lechii.
Puchar rozgrywany przez dwa lata? Przecież to jakieś kuriozum. Co stoi na przeszkodzie, żeby jesienią eliminować zespoły z niższych lig, a w nowym roku dokończyć rozgrywki do finału na Narodowym? Przecież wszyscy tak grają. My mamy patent polski, który sprawia, że dzieją się rzeczy.. dziwne. Bo jak określić sytuację, że zespół III ligi, który wygrał regionalny puchar rywalizuje w kolejnej rundzie krajowego pucharu, a w tym samym czasie ten sam zespół (nie rezerwy, tylko ta sama drużyna… jakby z przyszłości) odpada z kolejnego pucharu, który zakończy się rok później. Czego nie rozumiecie? Zespół gra w rozgrywkach Pucharu Polski, ale odpadł już z kolejnych. To tak jakbyście pojechali na atrakcyjne, dwutygodniowe wakacji, ale jednocześnie wróciliście po trzech dniach z wakacji przyszłorocznych. Wiem, trudno to zrozumieć.
W Anglii mają taki przepis, że jeśli drużyna z niskiej ligi zremisuje mecz Pucharu Anglii z faworytem, co w sumie zdarza się rzadko, ale jednak zdarza, to w nagrodę mecz rewanżowy odbędzie się na boisku rywala z Premier League, w dodatku z równym podziałem zysków meczowych. Wyobraźcie sobie, że klub z „okręgówki” remisuje z Lechią czy Arką i w nagrodę jedzie na rewanż do Gdańska lub Gdyni, kibice będą dopingować na stadionach oglądanych zwykle w TV swoich lokalnych zawodników, a w dodatku zarobią worek pieniędzy dla swojego klubu. Nierealne? W Anglii tak się dzieje.
Wiem, nie wszystko da się przekopiować jeden do jednego. Nie ta skala, nie te pieniądze, nie te terminy (w Anglii grają w styczniu i lutym), Wiem to wszystko, ale jeżeli z etosu Pucharu Tysiąca Drużyn ma coś zostać, to pora na zmiany.
W tegorocznym Pomorskim Pucharze Polski w grze pozostało już tylko osiem zespołów z Klasy A i dwie z B Klasy, (Kaszuby Połchowo oraz rezerwy Stoczniowca Gdańsk – której pierwszy zespół z pucharu już odpadł wcześniej), a przecież w grze nie mamy nawet kompletu zespołów z IV ligi.
W tegorocznym ogólnopolskim Pucharze Polski rozegrano tylko 1. rundę, a w grze pozostały już tylko trzy drużyny spoza naszych trzech lig centralnych. Zawisza Bydgoszcz, Rekord Bielsko-Biała oraz Lechia Zielona Góra – wszyscy z III ligi.
Reasumując: Przy obecnym systemie rozgrywania Pucharu Polski praktycznie niemożliwe jest zagranie meczu z zespołem z dużo wyższej ligi niż „okręgówka”, a jedyne co można ugrać to spotkanie z rywalem ze swojego terytorium i zwykle ze swojej ligi. Nic zatem dziwnego, że w kolejnych rozgrywkach startuje coraz mniej drużyn z A i B klasy (obecnie mniej niż 60 na 171 w rozgrywkach ligowych).
Wolałbym widzieć rozgrywki, w których zamiast "tysiąca" drużyn zagra połowa z tego, ale takich, które będą gotowe na ciekawe mecze, nie przestraszą się 60 kilometrowego wyjazdu i będą marzyć o prawdziwych piłkarskich świętach w swoich regionach.
W obecnej sytuacji nie widzę na to szans.